" [03] Rozdział trzeci "


Przez ostatnie dwa tygodnie zupełnie poświęciłam czas swojej karierze. Nie miałam czasu dla siebie. Liczyła się tylko ciężka praca i refleksje nad powstaniem drugiej części mojej książki. Aktualna sprzedaje się znakomicie, więc mogę wybiegać poza swoją wyobraźnię. Oczywiście nie samym pisaniem żyję. Niestety, ale dorabiać jeszcze muszę. Do podpisania umowy z wydawnictwem został mi jeszcze tydzień, abym miała z tego jakiekolwiek korzyści. Jeśli tylko wszystkie egzemplarze się sprzedają. Głęboko w to wierze, gdyż czas, który spędzam na dojazdach od uczelni do pracy, i od pracy do wydawnictwa jest męczący i pożerający chęci mojego tworzenia. Czasami, gdy wracam obolała po etatowej zmianie i kilku godzinnych wykładach po prostu nie mam chęci, aby zasiąść do komputera. Musiałabym z czegoś zrezygnować. A szybko rzecz ujmując z pracy, aczkolwiek na razie nie mogę sobie na to pozwolić. Musze mieć chociażby na połowę opłat, a jak to się mówi pisarz wiele nie zarabia. Muszę sobie radzić. 

Czy groźby chłopaka zrobiły na mnie jakiekolwiek wrażenie? Nie. Przez relację Will'a ze Scooterem musiałam mieć pieprzoną pewność, że  szatyn nie jest żadnym mym zagrożeniem. Owszem miałam wątpliwości,  jednakże Thomson szybko odpędził je ode mnie każąc skupić się na tym co do mnie należało. Nie mogłam w takim razie wiele zrobić. Musiałam czekać na odpowiedni moment, w którym będę całkowicie oczyszczona z zarzutów. Musiałam wierzyć, że ta droga będzie na tyle łatwa bez zbędnej skazy wyrządzonej przez bolesne zakręty. 

- Serafin mogłabyś zastąpić mnie chwilę na kasie? - na zaplecze w, którym właśnie spożywałam swoje śniadanie pojawiła się Taylor. Koleżanka z pracy. Skinęłam głową przecierając chusteczką swoje usta od okruszków wywołanych przez posiłek. Rzadko kiedy tutaj mogłam chwilę odpocząć, jednakże wychodziłam z założenia, że zabierając się za cokolwiek czas zleci o wiele szybciej. Nie myliłam się. Wskazówki zegara przesuwające się na równą 18.00 ucieszyły mnie. Pozostało tylko rozliczyć się z pieniędzy. 

- Mogłaby mi pani doradzić? - uniosłam głowę. Tylko nie teraz. Na każdy sposób przeklinałam w myślach i jednocześnie robiło mi się słabo. Widząc ponownie mężczyznę próbowałam tylko odepchnąć od siebie jakiekolwiek myśli. 

- Jest w tym centrum tysiące butików, a Ty akurat musiałeś przyjść tutaj? - wywracając oczami sapnęłam. Od tak dawna miałam od niego spokój. Jak to się mówi. Nic nie trwa wiecznie - A ja właśnie skończyłam. - zamykając kasę udałam się ponownie na zaplecze. Nie chciałam żadnych konfrontacji. A już na pewno nie w swoim miejscu pracy. To przekraczałoby jakiekolwiek normy. Nasza rozmowa nie mogłaby skończyć się dobrze. Odkąd tylko wykręcił mi ostatni numer nie chciałam go widzieć. Okazał się jednak pokazać klasę Hunt'ów. 
- Wiesz dobrze, że nie mogłem zrobić inaczej - złapał mnie tuż przed centrum handlowym - Nie możesz przez tą jedną akcję mnie osądzać. Nie tak się umawialiśmy. 

- Powtórzę to jeszcze raz - tym razem spojrzałam na niego ani przez moment nie odwracając wzroku od jego oczu - Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego, rozumiesz? Gdy na Ciebie patrzę powstrzymuję się tylko przed zwymiotowaniem. Pieprzę całą tę wasza rodzinę, jesteście siebie warci - pokazując mu środkowy palec, ruszyłam w kierunku przystanku. Byłam przekonana, że odpuści, jednak myliłam się. No tak w końcu to Chaz. Odruchowo nabrałam powietrza do płuc.  Jakbym chciała przygotować się na konfrontację z nim. 

- Doskonale wiem, że tak nie jest - chwycił mnie za ramię - Chcę Ci wszystko wyjaśnić. Pozwól mi. Nie będę niczego próbował więcej. Chcę tylko jednej rozmowy. - przyglądając się jego bezradności, westchnęłam. Nie mogłam mu ulec. Nie chciałam tego. Obiecałam samej sobie, że raz na zawsze odetnę się od nich wszystkich. W końcu tak ma być lepiej. - Pojedźmy do Ciebie, porozmawiamy na spokojnie. - nie. Nie ma mowy. Nie chcę, abyś wiedział gdzie mieszkam, a już na pewno nie chcę, aby moi przyjaciele wiedzieli o Twoim istnieniu. Nie chcę nawet wiedzieć jakby zareagowała Holly na wiadomość, że ją oszukiwałam i nic jej nie powiedziałam. Nie mogę tego zrobić. 

- Obiecaj, że jeśli Cię wysłucham Ty dasz mi spokój - spiorunowałam go wzrokiem. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł, jednak gdyby przez to się odczepił byłabym szczęśliwa. Miałam dość kłamstw, a ciągnięcie tego bałaganu odbiło by się najbardziej na mnie.  Przez pewien czas wyłącznie mi się przyglądał. Jakby bacznie coś obmyślał.
- Nie mogę Ci tego obiecać, dobrze wiesz. - westchnął, lecz ja nie dawałam za wygraną. Próbowałam przystać na swoim. Oboje byliśmy uparci, ale ja nie mogłam sobie pozwolić na nic więcej. 

- A więc pieprzę Twoje wyjaśnienia - obracając się na pięcie wsiadłam do autobusu, który akurat nadjechał. Nie obracałam się za siebie, lecz mogłam być pewna, że chłopak nadal tam stał. Nie wzruszyło mnie to. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i mieć chwilę relaksu dla siebie.

Wchodząc do mieszkania nerwowo rozejrzałam się wokół siebie. Holly z Richardem byli w salonie, gdzie oglądali jakąś komedię. Tym razem nie wyrwało to na mnie jakiejkolwiek emocji. Bez namysłu, ani żadnego przywitania ruszyłam w głąb swojego pokoju. Chciałam móc przez chwilę spędzić czas w swym własnym świecie, w którym niekoniecznie mogłabym kogoś spotkać. Chwile, które podarowałam samej sobie odprężały mnie i pozwalały na pewien moment wymazać przeszłość. Wolałam zapomnieć niż brnąć w nietypowe refleksje ponownie.

***

Przecierając zaspane oczy desperacko nabrałem powietrza do płuc, gdy zorientowałem się, gdzie jestem. Był to niewielki las na przedmieściach. Byłem tutaj po raz drugi. Po raz drugi we własnych snach, od których mogłem spłonąć. Dziś wszystko wydawało  się mi takie znajome. Otoczenie, zwierzęta, a nawet ciche szepty. Monotonna rutyna, której doświadczałem. A właściwie chciałem doświadczyć, gdy do mych uszu dotarły pierwsze takty krzyku. Zamarłem. Odruchowo ścisnąłem w cienką linię swoje wargi powstrzymując się od jakiegokolwiek ruchu. Nie mogłem się zdradzić. Grupka mężczyzn, którzy przechadzali się przez główną ścieżkę lasu odśpiewywali jakieś piosenki. Zaniepokoił mnie wyłącznie jeden mężczyzna, ciągnięty przez dwóch z nich. To jego krzyk mnie przywołał do otępienia. Jego błagania wywoływały u mnie ból. Choć chciałem tak bardzo mu pomóc, nie mogłem. Czułem się jakbym był dla nich niewidzialny. Ruszyli z nim na polanę w samym centrum tego mrocznego miejsca. Ognisko już się paliło, a oni niepostrzeżenie zadawali mu ból swymi ciosami. Skatowali go, aby następnie móc niemalże wyrżnąć jego paznokcie u jednej z rąk. Zniesmaczyłem się, lecz nadal oglądałem to co z nim robili. Byli bezduszni. Najpierw przypalili mu czymś policzek, a następnie rozebrali. Nie mogłem znieść tego widoku. Gdybym tylko mógł.. 

- Gdy nie uwolnisz się od tej dziewczyny również tak skończysz - poczułem drobną dłoń na swym ramieniu. Nieprzyjemny dreszcz otulił moje barki, jednakże odwracając się ku dziewczynie zacisnąłem dłonie w pięści. Zachowanie jak również sposób w jaki mnie traktowała pobudzały moje myśli. Czułem się przy niej jak niedopieszczone zwierzę, którym leśniczy musi się zaopiekować. Czułem się jakby ona miała być moim leśniczym. 

- Nie rozumiem dlaczego próbujesz za wszelką cenę powstrzymać mnie przed czymkolwiek - ponownie przyglądając się grupce mężczyzn wypuściłem powietrze z ust. Widok, który zastałem był przerażający. Kończyli z nim, a on nawet nie miał już sił by krzyczeć. Uległ. - Nie możesz negocjować moich zasad - przyglądałem się jej zaszklonym tęczówkom. Nie rozumiałem co było w tym wszystkim nie tak, jednak jej mimika twarzy automatycznie się zmieniła. Jakby w ułamku sekundy próbowała udowodnić, że nie mam szans. 

Nie miałem. Grupka bezlitosnych tym razem zmierzała ku mnie. Zadrżałem, lecz próbując zrobić cokolwiek - dziewczyna zniknęła. Sam nie wiedziałem ile sekund minęło, aż do mnie nie podbiegli. Otumanili mnie czymś twardym. Bezapelacyjnie upadłem, lecz niemiłosierny ból w okolicach czaszki nadal czułem. 

- Justin, ocknij się - jednocześnie poczułem wibracje na swym policzku. Niedbale przetarłem dłonią twarz, a widok zaparł mi dech w klatce piersiowej. Ocknąłem się w studiu, choć dałbym sobie rękę uciąć, że jeszcze przed chwilą okrążony byłem przez grupkę silnych mężczyzn. Przez chwilę pomyślałem, że porządnie musiałem uderzyć się w głowie, gdy nad sobą ujrzałem swoich tancerzy. Nic z tego nie rozumiałem

- Zemdlałeś, stary - próbował podnieść mnie Mike. Nie umiałem nawet zaczerpnąć odpowiednio powietrza. Czułem się jakbym co najmniej dopiero co wybudził się ze śpiączki. I nadal był oszołomiony. - Musi przebadać Cię lekarz. 
- To tylko pewnie zmęczenie - machnąłem dłonią tym razem próbując podnieść się o własnych siłach. Wzrok mych dwóch tancerek spowodował nikły uśmiech na mych ustach. Zmartwiły się, lecz nikt z nich nie zdołał mi niczego już więcej powiedzieć. Sam z siebie postanowiłem wrócić do mieszkania.


*** 

Wieczorem włączyłam swojego laptopa, aby móc choć trochę popracować. Wszelkie emocje i zdenerwowanie wyparowało we mnie w momencie, gdy do mojego pokoju wpadli współlokatorzy, aby dotrzymać mi towarzystwa. Wiedziałam, że w ich słowniku oznacza "wyciągniemy z Ciebie wszystko"  Niestety nie udało się. Nie byłam skłonna do rozmowy, a więc odpuścili temat. Po kilku niepowodzeniach zrozumieli, że nie chcę o tym rozmawiać - doceniłam to. Ogólnie lubiłam ich za to, że w lichej sytuacji umieli odpowiednio się zachować. Byłam wdzięczna, że jednak mam jakieś swoje prawa. 
Przejeżdżając palcami po klawiaturze dostrzegłam w prawym dolnym rogu kopertę z przyszłą wiadomością. Odruchowo kliknęłam, gdyż sądziłam, że to pewnie znów moje kochane aniołki. Jakie było moje zażenowanie, gdy odczytałam wiadomość? Ogromne. 

Nie ustąpię zbyt szybko.

Teatralnie wywróciłam swoimi tęczówkami. Domyśliłam się kto mógłby być na tyle zdesperowany, aby wypisywać mi owe przesłania. Poczułam zniesmaczenie, jednak wrzucając wiadomość do kosza zajęłam się istotniejszymi sprawami.


Następnego dnia z samego rana udałam się do gabinetu Will'a, z którym byłam umówiona. Nadal nie wiedziałam w jakiej kwestii, jednakże nie było to istotne. Polubiłam tego mężczyznę, a więc nawet głupia pogawędka była dla mnie błogosławieństwem przed wykładami. Will był naprawdę sympatycznym facetem, który ostatnimi czasy poświęcił mi ogrom uwagi. 
- Witaj Serafin, mam świetnie wieści - uśmiechnął się do mnie tajemniczo, a kultura osobista zaproponowała, abym odwzajemniła gest. - Lecisz do Londynu. 
Beznamiętnie przyglądałam się jego sylwetce. Niemal pewna swojej bezradności oblizałam skrupulatnie swoje wargi. Denerwowałam się, a mój przesiąknięty przerażeniem głos był tego dowodem. 
- Dotrzymasz mi towarzystwa? 
- Niestety, ale mam tutaj swoje obowiązki. 
Przełknęłam nerwowo ślinę unosząc jedną z rąk ku wysokości swojego czoła. Ten wyjazd był dla mnie cholernie ogromną szansą, aczkolwiek musiałam tak wiele tutaj zostawić. To było przytłaczające, a jednocześnie ekscytujące. Nie mogłam niczego zmarnować. 
- Wyślę tam razem z Tobą Marcusa - przerwał narastającą ciszę na co spiorunowałam go wzrokiem.
- Skąd mogę mieć pewność, że nieznajomy mi mężczyzna będzie odpowiedni dla mojego bezpieczeństwa, huh? 
Przez krótki moment przyglądał mi się. Jego niebieskie tęczówki próbowały przeanalizować wszelkie drobnoustroje, aż w końcu posyłając mi promienny uśmiech roześmiał się. 
- Ależ skarbie, zdążyłaś go już poznać - niespodziewanie usiadł tuż obok mnie, lecz widząc moje zakłopotanie kontynuował - To ten mężczyzna, który przyjechał po Ciebie w dzień balu. Od dziś jest Twoim szoferem i ochroniarzem jednocześnie. Nie mam obaw o Twoje życie przy jego osobie. - potarł moje ramiona dodając mi tych samym otuchy. Obyś miał rację
- Ugh.. Skoro tak postanowiłeś - wywróciłam zniesmaczona swoimi tęczówkami, aby następnie móc się pożegnać. Dowiedziałam się najistotniejszego, a więc decyzja należała wyłącznie do mnie. Jestem tego świadoma. 
Przechodząc przez swoje osiedle mogłam dostrzec dzieci bawiących się na placu, mężczyzn rozmawiających przy swoich samochodach, oraz kobiety siedzące na ławkach wpatrujące się w swoje pociechy. Uśmiechnęłam się nieświadomie, lecz przyglądając się oknie w naszej kamienicy przeszedł po mnie niespodziewanie dreszcz. Z naszego okna kuchennego ulatniały się małe kłębki dymu. Nikt z nich się tym nie przejął. Byli tak zajęci swoimi obowiązkami, iż nawet nie dostrzegli zagrożenia. 
Nie zastanawiałam się długo. Szybko biegnąc na drugie piętro wpadłam do mieszkania, w którym poczułam smród spalenizny. Nabrałam powietrza do płuc przyglądając się jak Holly z Richardem próbują doprowadzić wszystko do porządku.  Moja interwencja jednak nie była potrzebna. Zapewne Ci ludzie również nie byliby potrzebni.
- Puścilibyście nas z torbami - syknęłam otwierając drzwi na klatkę. Próbowałam uchronić nas przed dymem, który unosił się w mieszkaniu. 
- Ważne, że wszystko tylko tak się skończyło, Dowell. 
- Na drugi raz prosiłabym, abyście dwa razy wszystko przejrzeli zanim zaczniecie robić obiad - pogłaskałam jedną dłonią po główce Holly, a drugą Richarda. Mimowolnie wszyscy się roześmialiśmy, jednak słysząc ciche pukanie do drzwi dziewczyna wybiegła niczym poparzona. 
Zdezorientowana przyglądając się lokatorowi czekałam na wyjaśnienia. Uśmiechnął się tylko, ciągnąc w stronę salonu. Nie dowiedziałam się zbyt wiele, jednak wchodząc do pokoju zacisnęłam pięść. 
- A więc poznajcie.. - przerwałam jej. 
- Tak, tak. Co do jasnej cholery robisz tutaj Chaz? - spiorunowałam całą trojkę wzrokiem. Nieśmieszny żart, jeśli tak. 
- Chciałam wam przedstawić mojego chłopaka Chaza Hunta - Holly nerwowo przetarła dłonią swoje czoło. Zawsze to robiła, gdy się denerwowała - Lecz chyba się już znacie. 
- I wydaje mi się, że bardzo dobrze - zmarszczyłam brwi, nierównomiernie oddychając. Niestety, ale nie mogłam pozwolić na jego towarzystwo - Na tyle dobrze, aby być pewna, że nie jest odpowiednim chłopakiem dla Ciebie, Holly. 
- Skąd możesz wiedzieć czy jest bądź też czy nie? To mój związek. 
- A kiedy zamierzałaś mi o nim powiedzieć? - bacznie ją obserwowałam. Milczała, jednak to tylko była cisza przed burzą, która zdążyła nadejść. 
- A Ty kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że wyjeżdżasz do Londynu? - nerwowo przełknęłam ślinę. 
Napięłam swoje mięśnie nie mogąc uwierzyć w sytuację, która aktualnie miała miejsce. Była niezręczna, a mina Richarda jeszcze bardziej. 
- Kiedy miałam Ci o tym powiedzieć? - westchnęłam poddenerwowana - Sama przed momentem się dopiero o tym dowiedziałam. - więc też nie wiedziałam skąd tak szybko informacje się rozeszły. 
- Tylko, że Chaz wiedział to już parę dni wcześniej - była zdenerwowana, jednak nie tym się zmartwiłam. Bardziej dręczył mnie fakt, iż skąd chłopak mógłby to wiedzieć. Nigdy nie przypuszczałabym, aby śledził mnie na tyle, by wyciągać z mojej karty tak bardzo istotne momenty. Zmieszałam się, lecz Richard nie był temu dłużny. Sam rozpoczął swój monolog. 
- Jesteś jeszcze bardziej psychiczny niż bym podejrzewała. 
- Chciałem Ci wiele wyjaśnić, lecz nie dałaś mi wtedy szansy. - kłamał. Wiedziałam, że kłamie, gdyż ta sprawa nie miała zupełnie związku z moim wyjazdem. Próbował zamydlić nam wszystkim oczy, lecz ja nie byłam na tyle naiwna co moja przyjaciółka. 
- Słuchaj nie chcę rozdrabniać faktu skąd mogłeś tak naprawdę się tutaj wziąć, ale nie podoba mi się to, braciszku - jego źrenice rozszerzyły się. Byłam prawie pewna co mógł sobie obecnie myśleć, jednak przenosząc swój błagalny wzrok na Holly zdołałam wydukać "wyrzuć go stąd, proszę" 
Tym razem nadal była nieugięta. Głęboko wierzyła w jego racje. Byłam na przegranej pozycji. 
- Nadal nie mogę niczego poukładać - mój lokator odważył się odezwać za co byłam mu cholernie wdzięczna - Skąd się znacie? Czy Twoje słowa mają jakieś powiązane węzły krwi z nim? 
Bezradnie odwróciłam wzrok na moment od nich wszystkich. Nie chciałam, aby w kącikach mych oczu zebrały się łzy. Zdołałam wiele wypłakać, jednak ten czas się skończył. Czas Chaza się skończył. Nie byłam w stanie dłużej tego ciągnąć. 
- Jest zwykłym oszustem - zagryzłam zębami wewnętrzną stronę policzka - Myślałam, że mogę mu zaufać. Miałam tę pieprzoną świadomość, że mam w nim wsparcie, ale nie.. - splunęłam. 
- Nadal niczego nie rozumiem.. 
- Wiesz, że nie miałem wyjścia - wtrącił się. 
- Pieprzę to, rozumiesz? Pieprzę. Nie chcę, aby ktokolwiek z moich znajomych miał do czynienia z kimś tak paskudnym jak Ty - przygryzłam swoją dolną wargę 
Wzruszył swoimi ramionami po czym objął talię mojej przyjaciółki. Zrobiło mi się słabo, jednakże próbując oddychać głęboko przymknęłam swoje powieki. Byłam pewna, że jego obecność tutaj nie była przypadkowa. Mogłam wyłącznie domyślać się, że nawet Holly nie znaczyła niczego konkretnego dla niego. 
- Dość. Serafin opanuj swój temperament - skarciła mnie wreszcie. Nie mogłam być zła. W sumie nie była niczego świadoma, nie mogłam wymagać od niej wiele. - Wyjaśnij mi wszystko. 
- Twój chłopak jest moim bratem.. 
- Jak? - Richard się zakrztusił - Kiedy zamierzałaś nam powiedzieć? 
Zaśmiałam się gorączkowo. Nie zamierzałam.  
- To kolejne kłamstwo - wysyczałam przez zaciśnięte zęby - Jego kłamstwo. - wspomnienia ponownie wróciły. Te lepsza jak i te gorsze. Naprawdę mu ufałam, a On tylko wykorzystał moją niewinność. 
- Dobrze wiesz, że było zupełnie inaczej. 
- Owszem - zaśmiałam się nerwowo - Doszli do tego kłamstwa Twoi rodzice. Chcieliście się wzbogacić, a dla Ciebie było to na rękę prawda? - milczał. Wiedział, że mam rację. Liczyły się korzyści. - Dlatego nie chcę, abyś zbliżał się do Holly. 
- Nie możesz mu tego zabronić - spojrzała na mnie, lecz z jej oczu nie mogłam wiele odczytać - Kocham go. - nie, tylko nie to. Nie mogłam przecież pozwolić na to, aby ją skrzywdził. Była zbyt delikatna na jego paskudne dłonie. I zbyt krucha na jego perfidne kłamstwa. Nie był odpowiednim mężczyzną dla niej, lecz po jej oczach mogłam dostrzec, że wcale z tym nie wygram. Nie wygram z jej miłością, a może z jej zauroczeniem. Była w tym zbyt silna. 
- W takim razie też nie chcę na to patrzeć - zacisnęłam usta w cienką linię - Wiem Holly, że powinnam Cię w tym wspierać, ale nie umiem. Byłam już zbyt długo naiwna, aby teraz sądzić, że się zmieni. - ruszyłam do swoje pokoju w celu spakowania. Tym razem ten wyjazd uważam za najodpowiedniejszy. Towarzystwo chłopaka mogłoby mnie tylko poruszyć. Wolałam to przegapić. 
Pakując najodpowiedniejsze rzeczy do dwóch walizek byłam zdecydowana. Jak nigdy. Tym razem uważałam, że wyjazd będzie świetnym rozwiązaniem. Oczywiście przez chwilę przemyślałam obawę w jakiej zostawiłabym tutaj Holly, aczkolwiek byłam pewna, że nie jest w stanie nic jej zrobić. Jest nieszkodliwy, a ona zbyt silna. Poradzi sobie. 
- Myślisz, że to odpowiednie wyjście?
- Myślę, że chcę się rozwijać, Richard. 
- Powiesz mi chociaż na ile wyjeżdżasz. 
- Sama nie jestem w stanie tego określić. 
Pokiwał kilkakrotnie głową. 
- Nie opuszczaj mnie - szepnął prawie, że niesłyszalnie - Komu będę dokuczał? 
- Muszę wyjechać. Zostaniesz tutaj z Holly i mam nadzieję, że zawiesisz nad sytuacją oko. Nie darowałabym sobie, gdyby zrobiła jakąkolwiek głupotę. 
Niepewnie objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego. Było mi potrzebne ogromne wsparcie, a jak na razie nie mogłam liczyć na Holly. Była zaślepiona miłością. Nie mogłam jej osądzać. W końcu po raz pierwszy napotkała na swojej drodze mężczyznę, którego obdarzyła uczuciem. Żałuje tylko, że nie był to ktoś lepszy. Nieważne. W końcu dojdzie do swojego błędu. Nauczy się na przyszłość. 
- Opowiedz co będziesz tam robić. - ułożyłam się tuż obok niego na łóżku. Byłam szczęśliwa, że mam takiego przyjaciela jakim jest On. Był cudowny. - A przede wszystkim chcę, abyś tam uważała na siebie. 
- Lecę tam, aby nagrać film. Jeden z lepszych reżyserów zaintrygował się moją fabułą. Chcą nakręcić porządny materiał. - pisnęłam szczęśliwa. W końcu mogłam się z kimkolwiek podzielić tą wiadomością. Nadal nie wiedziałam skąd o tym wiedział Chaz, jednakże przeczesując swoje włosy wraz z Richardem postanowiliśmy spędzić ostatnie godziny wspólnie. 


__________ ♦ __________

CZYTASZ - SKOMENTUJ ! 
ZMOTYWUJ 



A więc jest i kolejny za nami.. No cóż może nie jest zbyt ciekawie, jednakże spokojnie akcja powoli się rozkręca. Zresztą czekam na WASZE OPINIE. 


Wszystko po części się zmieni. Zwiastun również ulegnie zmianie po przez zmiany wprowadzone do fabuły.



6 komentarzy:

  1. Super rozdział, nie mogę doczekać się już następnego. Bardzo oryginalna fabuła. Pierwszy raz się z taką spotkałam.

    Zapraszam do mnie http://americandream-opowiadanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Informuję, że recenzja Twojego bloga już się pojawiła.
    http://recenzje-blogow.blogspot.com/2016/03/28-compiler.html

    Pozdrawiam,
    Kakaem

    OdpowiedzUsuń
  3. Z przykrością muszę poinformować, że blog został usunięty ze spisu z powodu braku żadnej aktywności od prawie(zaokrągleniu) siedmiu miesięcy. Jeśli na blogu znów będą się pojawiać regularnie nowe posty, to ff będzie można zgłosić ponownie.

    Pozdrawiam Administratorka

    Sylwia W

    http://spisffzidolami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń