Prologue.



Przeczesałam spoconymi dłońmi swoje jak węgiel włosy nabierając do płuc ogrom powietrza. Stresowałam się, a jednocześnie martwiłam. Koperta w mojej dłoni wręcz parzyła opuszki mych palców, lecz nie mogłam zwlekać. Sierociniec musiałam opuścić za niecałe trzydzieści minut. To w porównaniu do lat, które tutaj spędziłam było tylko namiastką żalu, który zebrał się we mnie. Nie umiałam widocznie zagospodarować go na tyle, by poradzić sobie w czekającym mnie życiu. W życiu, które nie dla każdego jest łaskawe. W świecie, w którym ludzie owinięci są pętlą zaciskającą się na ich szyi w poszukiwaniu sporej sumy pieniędzy. Dla mnie w tamtym momencie były ogromnym wyzwaniem i nadzieją. Nie z zachłanności, a lepiej rzecz ujmując ze strachu. Na start miałam  zapewnione pięćset dolarów. Dodatkowym bonusem było mieszkanie opłacane przez dwa lata. 



- Jak dobrze, że jeszcze zdążyłam - z niewielką zadyszką do mojego starego już pokoju wpadła Holly. Jedna z nielicznych tutaj osób, na która mogłam liczyć. Była niemalże jak siostra, której nigdy nie miałam okazji mieć. Czemu? Gdy miałam podobnież niecałe pięć dni zostałam zostawiona w okienku życia przez młodą kobietę. Choć miałam okazję poznać mężczyznę i kobietę, którzy śmieli nazywać się rodzicami odmówiłam. Zdecydowałam, że nigdy nie skontaktuję się z osobami, którzy woleli pozostawić mnie na pastwę losu niż cokolwiek mi zapewnić. Nie byłam na nich wściekła. Miałam wyłącznie żal. Wiem tylko o nich, że mają syna i to na dodatek jeszcze starszego ode mnie. Akurat jego poznałam przez nachalność, którą mnie tłamsił. Okazał być się świetnym facetem, a najdziwniejsze co to bratem. Przez pięć lat - odkąd go znam mam jeszcze trudność wziąć się za potencjale rodzeństwo. Na początku byłam dla niego oschła. W końcu tłumaczyłam sobie, że skoro wychowali jego, dlaczego nie mogli też mną się zaopiekować? Nie miałam nigdy odwagi by o to zapytać chociażby jego. A może to nazywa się brak ochoty i nienawiść przed, którą jednak nie umieli mnie uodpornić. Sama nie umiałam tego sprostać. Przekonana byłam tylko w tym, iż nigdy nic od nich nie wzięłabym. Tak jak nie chcę kontaktować się z nimi tak również nie chcę mieć korzyści jakichkolwiek od tego dwójki. 



- Ledwo, ledwo - pokiwałam rozbawiona głową widząc jej zmartwioną minę. Ona również obawiała się o to jak sobie poradzę w wielkim świecie. - Wiesz, że będę Cię odwiedzać? 



- Daruj sobie, za dwa miesiące też się stąd zwijam - wytknęła w moim kierunku swój język, a ja ostatni raz rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym spędzałam większość czasu swojego życia. - Nie czuj się tylko lepsza przez to, że opuszczasz te mury najwcześniej z naszej paczki. 



- Szczerze? - westchnęłam przyglądając się jej iskierkom w oczach. - Wolałabym tutaj jeszcze zostać. Nie chcę zostawiać osób, które były przy mnie w tych najtrudniejszych chwilach.



- Laska, ale Ty nie wyjeżdżasz Bóg wie gdzie, zamieszkasz zaledwie kilka przecznic dalej od naszego ośrodka. Zawsze, gdy będę miała pozwolenie od przełożonej będę Cię odwiedzać. - przytuliła mnie, a mi automatycznie zebrały się łzy w kącikach oczu. To nie tak, że jestem słaba. Po prostu moment, który każe mi się streszczać przyprawia mnie o rozczulenie. A może i czasami dobrze pokazać tę słabszą stronę własnej siebie. - Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, nie łudź się - uśmiechnęłam się. Od zawsze wyobrażałyśmy sobie, że razem we dwie zamieszkamy i będziemy odpowiedzialne i takie dojrzałe, ale dziś gdy to ja pierwsza opuszczam te miejsce robi mi się pusto na sercu. Wiem, że mogę wpadać tutaj codziennie, jednakże to już nie to samo. Ja zasypiać będę w zupełnie obcym mi miejscu. Holly jest tutaj ze mną od małego. Jest tylko dwa miesiące młodsza, ale czuję momentami jak była by to różnica co najmniej dziesięciu lat. Tak, jest strasznie dziecinna, lecz nie powiem, ale zdarza się jej być rozsądną.  



- Będzie mi cholernie Cię brakować. 



- Mówisz jakbyś miała za moment zejść z tego świata - nie umiałabym się nie roześmiać, lecz przyglądając się przyjaciółce wiedziałam, że jej też jest ciężko. - Ale popatrz teraz na to z innej strony. Możesz robić co Ci się żywnie podoba, nie prosisz nikogo i nie płaszczysz się przed nikim, bo w końcu jestem na tym pieprzonym swoim.



- Dzieciak, gdyby to wszystko byłoby na tyle łatwe jak opowiadasz to mogłabym być w siódmym niebie, lecz moje problemy dopiero się rozpoczną. - wypuściłam powietrze z ust, chwytając swoje walizki. Auto, które miało dostarczyć mnie pod sam dom właśnie podjechało, a ja nie miałam innego wyjścia. - Odezwę się jak będę już na miejscu i rozpakowana, trzymaj się i nie daj tym wszystkich pasożytom - obie wpadłyśmy w swoje ramiona i choć ciężko było się rozstać z tym miejscem nie miałam wyjścia. Jechałam "na swoje". 




_______________________- ♦ - _____________________

Tak więc może zacznę od początku. Zaczynam tę historię jeszcze raz. Ze względu na to, że jest to świetna fabuła, a ja wcześniej nie miałam czasu wszystkiego na spokojnie przemyśleć. Tym razem tych wątków jest ciut więcej, a na dodatek po wzbogaceniu się o wielkie powieści jestem skłonna zagrać w tej noweli jeszcze raz, ale dokładniej. Chcę zyskać wasze zainteresowanie nie po przez oklepane, denne historyjki i błaganie co do komentarzy, a po przez ciekawość jakiej doświadczycie przy niedosycie skończonego jakiegokolwiek rozdziału. Chcę zyskać czytelników po przez swoją ciężką, a może lekko pracę jaką są wyimaginowane i miłosne akcje. 


Dla "świeżaczków" moich  ZACHĘCAM do wtargnięcia historii Justina i Serafin'y. Może prolog niczego tutaj nie wniósł, ale spokojnie niebawem pierwszy rozdział, a z racji, że mam już spisane kilkanaście tekstów będzie mi lżej i łatwiej dodać tutaj coś częściej. 

Zachęcam do KOMENTOWANIA jak mi idzie WASZYM zdaniem. 

Zachęcam do POLECANIA. 

A przede wszystkim do CZYTANIA ! XD 

Kontakt ze mną : Twitter

ASK

ZWIASTUN PROSZĘ OGLĄDAĆ ! 

1 komentarz: